Zapraszamy również do zapoznania się z naszym artykułem: "Zaburzenia w pielęgnacji, czyli co zrobić, gdy kot nadmiernie się liże lub drapie?"
Tym razem, wyjątkowo, chciałabym zacząć od podzielenia się moimi prywatnymi doświadczeniami dotyczącymi konieczności wypuszczania kotów – bądź jej braku. Z kotami jako gatunkiem mam bezpośrednią styczność od 17 lat. Swoją praktykę jako behawiorystka prowadzę od 2012 r., natomiast od 2009 r. przez kolejnych siedem lat byłam wolontariuszką kociej fundacji, prowadzącą dom tymczasowy. W trakcie tej działalności spod mojej bezpośredniej kurateli trafiło do adopcji ponad 250 kotów w różnym wieku i z bardzo odmiennymi historiami. Spośród zwierząt, które zamieszkały w nowej rodzinie jako kot domowy, żadne nie musiało być kotem wychodzącym, a umowy adopcyjne, które podpisywałam jako przedstawiciel organizacji, zabraniały wypuszczania zwierzęcia na tereny otwarte bez nadzoru.
Decyzja o wydawaniu kotów wyłącznie do tzw. domów niewychodzących nie była podyktowana jakąś formą egoizmu czy chęcią ograniczania swobód i potrzeb tych kotów. Argumenty, które za tym stały, dotyczyły wyłącznie bezpieczeństwa, ochrony przed zagrożeniami, kwestii związanych z odpowiednią opieką oraz zagadnień natury medycznej (część z tych zwierząt obciążona była różnego rodzaju schorzeniami, których nabawiły się, zanim trafiły pod moją tymczasową opiekę). Wszystkie adoptowane koty były równocześnie zwierzętami zsocjalizowanymi, chętnymi do kontaktów z człowiekiem (choć nie zawsze to zainteresowanie przenosiło się również na budowanie więzi z innymi zwierzętami) i nastawionymi na interakcję. Mimo że część z nich wcześniej żyła na zewnątrz, była odławiana interwencyjnie czy też zgłaszana przez ludzi jako koty „...