Agresja skierowana na lekarza weterynarii – opis przypadku

Terapia behawioralna

Agresywne zachowania psów to często zgłaszany przez opiekunów problem, ponadto w codziennej pracy z pacjentami nieraz mamy okazję zobaczyć, na czym ona polega. Gabinet weterynaryjny większości zwierzętom kojarzy się ze stresem i bólem, a to nie pomaga w komunikacji z pacjentami przejawiającymi zachowania agresywne.

Niemniej jednak agresję zawsze należy rozpatrywać szczegółowo i zdecydowanie unikać uogólniania sytuacji psa. Podczas spotkania z pacjentem przejawiającym zachowania agresywne powinno się zachować powściągliwość wobec sformułowań „ten agresywny pies”. Bowiem zachowania agresywne, jak wiemy, są sposobem komunikacji i to od człowieka zależy, jak pokieruje daną sytuacją i czy dany pacjent posunie się w swoich zachowaniach do ataku.
Gabinet weterynaryjny jest słabym punktem i dla dużej większości zwierząt niesie cechy stresu, bólu, napięcia emocjonalnego, lęku, nierzadko fobii, często wiąże się też z ogromnym stresem i napięciem u właściciela. A to z kolei nie pomaga w komunikacji z pacjentami przejawiającymi zachowania agresywne, zwłaszcza kiedy nasze działania przynoszą ból i w efekcie nieprzyjemne skojarzenia z miejscem oraz nierzadko złe skojarzenie z personelem, tworząc niejako „syndrom białego fartucha”. Sytuacja wymaga delikatnego podejścia oraz indywidualnego spojrzenia na konkretny przypadek, dodatkowo od personelu zakładu leczniczego wymaga zrozumienia oraz specyficznej współpracy ze zwierzęciem i jego opiekunem.

Czym jest agresja?

Agresja psów dorobiła się kilku różnych definicji tego samego zachowania, sam podręcznik Jamesa O’Heare’a przytacza kilka definicji, z którymi możemy się spotkać w opisach naukowych. Choć różnią się one nieco od siebie, to w istocie dowiadujemy się z nich, iż o agresji możemy mówić między innymi, kiedy jedna istota swoim zachowaniem składa groźbę wyrządzenia krzywdy innej istocie, ponadto jest także formą komunikacji, dzięki której osobnik prezentujący takowe zachowanie chce zwiększyć dystans społeczny wobec innego osobnika lub uniknąć konfliktu za pomocą zastraszenia innego osobnika. W zależności od odpowiedzi strony przeciwnej może dojść do ataku lub wycofania się. I tutaj często człowiek pogarsza sytuację, błędnie odczytując sygnały wysyłane przez psa. Zachowania agresywne nie pojawiają się znikąd – często są odpowiedzią na różne bodźce dotykające psa, środowisko, w jakim pies funkcjonuje, działania człowieka, zmiany hormonalne lub zachwianie zdrowia somatycznego.
Pojęcie zachowań agresywnych w wypadku gatunku, jakim jest pies, jest dosyć szerokie i obejmuje różne typy prezentowanego zachowania, jednakże nie jest to tematem tego tekstu. 
 

Przypadek dziewięcioletniego amstaffa
 


Dziewięcioletni pies w typie american staffordshire terrier był pacjentem zakładu leczniczego z uwagi na notoryczne problemy ze stanem zapalnym uszu. Pies w gabinecie nabył status „nieobsługowy”, co w praktyce oznaczało, iż pies nie chciał do zakładu wejść, a kiedy już przestąpił próg gabinetu weterynaryjnego, od samego początku prezentował zachowania agresywne – grożenie, warczenie, kłapanie zębami, próby ataku skierowane w personel. Wykonanie czynności lekarskich było w jego przypadku bardzo trudne, a z każdą kolejną wizytą z chorym uchem stawało się niemożliwe. Personel zakładu przyjął, iż ograniczy swoje czynności do minimum i w dużej mierze będzie polegał na opisie sytuacji przekazanej przez opiekunów, włącznie z pobieraniem materiału do badań laboratoryjnych (wymaz bakteriologiczny z uszu). Sytuacja trwała kilka miesięcy – w zasadzie do momentu, w którym rodzina psa miała się powiększyć o małego człowieka. Na tym etapie opiekunowie zdecydowali się na konsultację behawioralną i opanowanie „agresji”, o której podczas każdej wizyty słyszeli od personelu zakładu leczniczego. Konsultacja tego przypadku była bardzo ciekawym wywiadem, bowiem w trakcie spotkania i w odpowiedzi na licznie zadawane pytania okazało się, iż zachowania agresywne, które pies prezentuje, są skierowane jedynie w stronę lekarza weterynarii! Od momentu adopcji w wieku ośmiu lat właściciele nie byli świadkami agresywnego zachowania skierowanego na innego człowieka. Pies był adoptowany z fundacji zajmującymi się terrierami typu bull, a ten konkretny pies został zabrany z domu, w którym były przemoc oraz problemy z prawem. Co więcej, wolontariusze zajmujący się tym psem przed adopcją ocenili go jako psa bardzo nastawionego na kontakt z człowiekiem. Zaś tuż po zmianie domu wykazywał spore zainteresowanie nowymi ludźmi (młode małżeństwo), domagał się uwagi, zaczepiał, utrzymywał bliski kontakt. Podczas pobytu już w nowym domu pies raz na spacerze został zaatakowany przez psa małej rasy, ale nie wdał się w konflikt. Psy rozdzielono. Później nie wykazywał niepokojących zachowań wobec psów. Należy przyznać, iż rozmowa z opiekunami była bardzo długa i ciekawa, bowiem oni sami w pewnym momencie uwierzyli, iż ich pies jest agresywny i muszą uważać na jego zachowania, mimo iż w życiu codziennym nie sprawiał kłopotów, jednakże oni profilaktycznie zachowywali dużą dozę ostrożności – pies w pobliżu obcych zawsze przebywał na smyczy, właściciele zawsze mieli przy sobie kaganiec (który wywoływał u psa napięcie).
Podczas wywiadu udało się dotrzeć do informacji kluczowej, jaką była nieprzyjemna sytuacja związana z wizytą szczepienną, podczas której pies wykazywał zachowania lękowe, później grożące, a ostatecznie został zaszczepiony przymusem i z użyciem siły. Jak opiekunowie wspominają, od tego momentu zaczął przejawiać duży stres przed wizytą w zakładzie leczniczym. Z uwagi na jego wiek zdecydowano o wykonaniu dodatkowej diagnostyki laboratoryjnej (rozszerzona analiza krwi, morfologia, biochemia, poziom hormonów tarczycy) oraz wdrożeniu leczenia przeciwbólowego na jakiś czas (pies po gabinecie poruszał się w sposób bardzo sztywny, później sami opiekunowie przyznali, że na spacerach także jest nieco wolniejszy i mniej chętny do aktywności). Ponadto wprowadzono terapię behawioralną, opartą na małych modyfikacjach w życiu codziennym, leczeniu bólu i małych zmianach dietetycznych (odstawienie diety zawierającej w swoim składzie kukurydzę na korzyść karmy komercyjnej bez tego składnika oraz urozmaicanie diety naturalnymi produktami). Wdrożono wizyty odwrażliwiające w zakładzie leczniczym, przyznano psu jednego lekarza weterynarii oraz technika weterynarii, którzy zawsze zajmowali się nim, jego wizyty na czynności lekarskie skracano do absolutnego minimum, a na wizyty był umawiany jako pierwszy pacjent, przed otwarciem zakładu. Początkowe wizyty odbyły się przy wsparciu farmakologicznym (trazodon), ponadto właściciele dostali konkretne instrukcje, jak mają się zachowywać podczas wizyty – zaraz po zakończonej czynności pies dostawał bonus nagród od swoich opiekunów i opuszczał zakład leczniczy z jednym z nich. Mniej więcej raz lub dwa razy w tygodniu pojawiali się w poczekalni na smaczka, oczywiście z rąk opiekunów, po czym wychodzili. W ciągu kilku miesięcy regularnej pracy udało się osiągnąć etap, w którym pies był przyjmowany na wizycie bez leków, a czynności przy nim wykonywane były z użyciem kagańca, ale już nie prezentował żadnych sygnałów grożących, zdarzały się jedynie pojedyncze warknięcia oraz widać było spięcie psa. Wciąż pies chciał jak najszybciej opuścić miejsce pobytu i nie wykazywał chęci interakcji z personelem. Przez te kilka miesięcy nie było sytuacji, w której personel mógłby podejść i pogłaskać psa bądź nakarmić go nagrodami.
Podjęto próbę wizyty zapoznawczej w innym zakładzie leczniczym, w towarzystwie znanego już psu technika weterynarii. Wszedł do gabinetu spięty i niepewny siebie, ale eksplorował pomieszczenia, obwąchał personel, który został uprzedzony, aby nie wykonywać zbędnych ruchów i nie zwracać na siebie uwagi. Po krótkiej wizycie pies opuścił zakład. Takich wizyt było kilka na przestrzeni dwóch miesięcy, po tym czasie zdecydowano o próbie pobrania krwi do analizy. Odbyła się w towarzystwie dwóch opiekunów – jeden obejmował psa, drugi spokojnym tonem mówił do psa i karmił go ulubionymi smakami. Progres był znaczący, bowiem pies był spięty, zaledwie dwukrotnie użył warczenia, ale szybko udało się właścicielom odwrócić jego uwagę, a procedura została dokończona. Zaraz po odstawieniu sprzętu medycznego (staza, igły, probówki, bandaż) pies podszedł do technika pobierającego krew w oczekiwaniu na głaskanie oraz zjadł nagrody. Po tym dniu pies ponownie przyjeżdżał na wizyty „na smaczka” i tutaj nastąpiła duża zmiana, bowiem pies wchodził do gabinetu z merdającym ogonem, pewny siebie, szukający kontaktu z personelem zakładu. Obecnie zdecydowanie przejmuje inicjatywę, wchodząc do zakładu leczniczego i szukając rąk do głaskania oraz podzielenia się ciastkami.
Historia tego psa jest, niestety, smutnym przykładem na to, iż częstokroć zachowanie pacjentów gabinecie jest odzwierciedleniem traktowania ich przez personel zakładu. Oprócz tego widać także zdecydowaną korelację między stresem a samym miejscem, które pies zapamiętał źle. Praca w zakładzie leczniczym jest dosyć specyficzna i – oprócz części dotyczącej samej weterynarii – powinno się jeszcze zwrócić szczególną uwagę na potrzeby behawioralne pacjentów. Wachlarz potrzeb, zachowań oraz bagaż doświadczeń, jakie zwierzęta nabyły, jest bardzo szeroki i w odczuciu autora nie wolno zapominać o tym w swojej codziennej pracy w zakładach leczniczych. Już sam stres związany z odczuwaniem bólu i złego samopoczucia fizycznego jest dla psa sporym wyzwaniem. Aby całość sytuacji przebiegła pomyślnie i korzystnie dla zwierzęcia, należy działać dwutorowo. Współpraca na linii behawiorysta – lekarz weterynarii – właściciel jest tutaj niezbędna.


Codzienność w pracy ze zwierzętami

Każdego dnia pracy w gabinetach weterynaryjnych personel spotyka się z różnymi przypadkami pacjentów, a ich rola nie odnosi się jedynie do części somatycznej dotyczącej danego zwierzęcia. Zwierzę to całość łącznie z bagażem, jaki codziennie nosi ze sobą – oprócz części dotyczącej jego zdrowia fizycznego jest jeszcze część związana z jego psychiką i nigdy tych dwóch sfer rozdzielać się nie da. Doświadczenie w pracy pokazuje, że wielokroć część związana z psychiką i nabytymi umiejętnościami społecznymi zdarza się przynosić niemałe problemy podczas czynności lekarsko-weterynaryjnych. Zwłaszcza kiedy przychodzi personelowi pracować z psami lękliwymi, nadmiernie prezentującymi zachowania agresywne – jednakże zwykle jest to zrozumiałe dla personelu i możliwe do opanowania. Statystycznie najtrudniej pracuje się z psami, które są wychowywane w domu niestawiającym żadnych granic, a właściciel nie pełni funkcji przewodnika i jednocześnie pozwala na każde zachowanie swojemu psu, włącznie z prezentowaniem zachowań agresywnych czy też przechodzeniem do formy ataku na personel lub samego opiekuna. Dosyć trudno współpracuje się w kwestii czynności lekarsko-weterynaryjnych z psami, które nie zostały przyzwyczajone do komunikacji ze swoim opiekunem, nie reagują na polecenia, a ze strony opiekuna nigdy nie ma konsekwentnych działań i działa on według zasady „nic na przekór psu”.
 

 

Czy wiesz, że...

Statystycznie najtrudniej pracuje się z psami, które są wychowywane w domu niestawiającym żadnych granic, a właściciel nie pełni funkcji przewodnika i jednocześnie pozwala na każde zachowanie swojemu psu, włącznie z prezentowaniem zachowań agresywnych czy też przechodzeniem do formy ataku na personel lub samego opiekuna.


Co możemy zrobić?

O ile mamy komfort pracy ze szczenięciem, to w pierwszej kolejności należy zwrócić uwagę na zbudowanie przyjemnych skojarzeń z miejscem, jakim jest gabinet weterynaryjny – zatem powinniśmy wprowadzić w miarę możliwości częste wizyty na tzw. smaczka, polegające na spędzeniu chwili w poczekalni, a jeżeli jest taka szansa, to nagrodzenie psa jedzeniem ze strony personelu i opuszczenie zakładu z pozytywnymi skojarzeniami. Zaś w wypadku zwierząt, które są obarczone lękiem, fobią czy cierpią z powodu stresu pourazowego, działania ze strony czynności lekarsko-weterynaryjnych należy dostosować do konkretnych potrzeb. W sytuacjach niezagrażających życiu warto odpuścić wszelkie działania niosące przymus i przygotować pacjenta do czynności, jakie go czekają. Psy podobne do wspomnianego amstaffa czy też wszystkie psy, które paraliżuje lęk przed czynnościami lekarskimi, należy odpowiednio do tych wizyt przygotować –
używając terapii behawioralnej oraz, jeżeli jest taka potrzeba, leczenia farmakologicznego, doraźnego lub stałego. U amstaffa udało się uniknąć długotrwałego leczenia. W odczuciu autora należy dołożyć wszelkich starań, aby u psów, które wykazują znaczący lęk przed zakładem leczniczym, zminimalizować ich stres. W trudnych przypadkach warto skorzystać z doraźnej pomocy farmakologicznej, tak aby uniknąć pogłębienia nieprzyjemnych lub traumatycznych sytuacji. Należy pamiętać także, że pacjent to całość, a jego zachowanie zawsze należy odnieść do całego organizmu oraz jego funkcjonowania, ponadto nie wolno pominąć kwestii stosowanej przez opiekunów diety oraz ewentualnych stosowanych leków.

Przypisy